poniedziałek, 23 maja 2016

Radość zarażania sportem - filozofia Slow Sport w praktyce

Slow Sport na biegu Jana III Sobieskiego

Mamy za sobą nasze pierwsze zawody. Wystartowałyśmy w mocnej ekipie, która z uśmiechem i luzem podeszła do dzisiejszego startu. Slow Sport Team w składzie Anna Dakowska z Endorfinowego Team'u , Małgosia Zmaczyńska ( zwyciężczynie naszego konkursu), trener personalny Tomek Romanowski, ultras znany w sieci jako Włoski Biegacz - Chris Terzoni, alpinistka Violetta Lebelt-Zanotto, stylistka fryzur Weronika Makarewicz no i sprawczynie zamieszania czyli my Kasia Dydo - Rosłoń i Karina Terzoni.







Różne zawody, różne etapy zaawansowania sportowego. Jedna drużyna! Wszyscy dzisiaj wyluzowali, nabrali dystansu i postanowili cieszyć się bieganiem. Dla Tomka sport to praca. Dla Violetty gdy jest wysoko w górach dobra kondycja fizyczna, to podstawa bezpieczeństwa. Przygotowując się do wypraw wysokogórskich trenuje boks. Dla reszty sport, to pasja, zabawa, styl życia i zdrowie. No i Weronika, która dzisiaj była naszą główną bohaterką, bo był to nie tylko jej pierwszy start, ale można powiedzieć, że pierwsze bieganie.



Radość zarażania sportem - kilka słów od Kariny

Prywatnie Weronika jest moją siostrą. W dzieciństwie, to ona była aktywna, szalała na WF'e i niczego się nie bała. Szybciej biegała, jeździła bez trzymanki na rowerze ... W dorosłym życiu role trochę się odmieniły. To ja od lat stawiam na sport i od lat nieskutecznie namawiałam Werkę na bieganie. Bezskutecznie do dzisiaj! Gdy Slow Sport został partnerem Biegu Jana III Sobieskiego uznałam, że 4km to będzie idealny dystans na debiut mojej siostry. Zapisałam ją, wysłałam wszystkie informacje, pożyczyłam buty do biegania i... cały czas myślałam, że ostatecznie się wykręci. Gdy zobaczyłam ją dzisiaj na starcie biegu bardzo się ucieszyłam. Strategia była taka, że biegniemy razem ile się da, w razie potrzeby przejdziemy do marszu. Moje zadanie, to trzymanie wody i zagrzewanie do walki. W okolicy biegł Tomek i Chris, który robił zdjęcia. Spodziewałam się, że po kilometrze będziemy już maszerowały, potem że po pierwszym okrążeniu. Tymczasem Werka dzielnie pokonała 4 km, bez marszu, a był to jej pierwszy bieg w życiu!!! I wiecie co? To mój największy sukces!!! Wbiegłyśmy razem szczęśliwe na metę. Połknęła haczyk, bo kilka minut później zapytała czy zapiszę nas na inne biegi :) Radość olbrzymia!!!
Na trasie

Radość na mecie!



A nasz dzisiejszy start pokazał, że czasami naprawdę warto wyluzować. Odstawić na chwilę swoje ambicje i wyciągnąć  rękę do kogoś, kto zaczyna. Wyciągnijcie na spacer, bieganie czy fitness siostrę, mamę, sąsiadkę! Warto!


PS. Violi Slow Sport dodał takich skrzydeł, że pognała przed siebie i wygrała w swojej kategorii. Gratulujemy!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz