Na drodze po Koronę Półmaratonów, w minioną sobotę, zatrzymałam się we Wrocławiu. Tym razem postanowiłam pobiec w Nocnym Wrocław Półmaratonie.
Bieg można uznać za kultowy. Pakiety startowe rozeszły się z prędkością światła, a nawet powstała szara strefa. Pakiety "chodziły" nawet po 400 złotych na portalach aukcyjnych! Popularność biegania zdumiewa i oczywiście bardzo cieszy. A gdzie popyt tam rodzą się biznesy, czasami także szemrane ;)
Początek biegu zaplanowany był na 22.00, na starcie pojawiło się 10 tysięcy osób. Całe miasto było opanowane przez biegaczy. Na każdym kroku grupki szykujące się do startu, z pakietami, w sportowych ubraniach, w powietrzu unosiła się adrenalina i dobry humor.
Węgle ładowaliśmy na ulicy Więziennej. W tym zakątku jest skupisko włoskich restauracji i można zjeść pyszne, tradycyjne makarony oraz pizzę. Tutaj też spotkasz grupy biegaczy przed każdym wrocławskim startem :) Ja polecam restaurację Capri.
Ze względu na olbrzymią liczbę uczestników start przebiegał strefami, nasza ruszyła ok 22.15. Strzał, błysk i popędziliśmy najpierw przez przepięknie oświetloną i błyszczącą ultrafioletem bramę, a potem przez miasto. Trasa była wyznaczona wzdłuż najpiękniejszych zabytków, parków, wybrzeżem i co najważniejsze mostami. Nie ma nic piękniejszego od biegania nocą po mostach, zwłaszcza tak ładnie rozświetlonego miasta jakim jest Wrocław.
Sama trasa jest szybka, ma niewiele podbiegów, a kibice, którzy byli niemal wszędzie, dodają skrzydeł. Pierwszy raz słyszałam od kibiców hasło "Biegacze!!! Miasto jest Wasze!!!" Zdecydowanie częściej można podczas różnych biegów usłyszeć epitety dotyczące zablokowanych ulic. Pogoda tym razem nie była sprzymierzeńcem, bo najpierw były ulewy z piorunami, a potem było strasznie duszno. Spodziewałam się wody na 5km ( jak to zwykle bywa), a tymczasem była dopiero na 7km. Te dwa kilometry dały mi w kość i tu z pewnością zgubiły się cenne sekundy, a może nawet minuty. Nie ukrywam, że liczyłam na lepszy czas, bo po pierwsze solidnie trenuję, naprawdę od wielu miesięcy nie opuściłam ani jednego treningu, poza tym bieg wieczorny, więc pogoda teoretycznie pomaga, trasa określana jako szybka no i biegłam z Chrisem czyli moim prywatnym zającem. Niestety, nie zawsze jest niedziela i świeci słońce. Tym razem się nie udało. Na szczęście slow podejście do sportu i życia sprawiło, że potrafiłam się cieszyć biegiem, widokami i medalem.
Muszę jeszcze na chwile wrócić do kibiców. Poza niesamowitymi Wrocławianami olbrzymie wrażenie zrobiła na mnie ekipa NRC z Warszawy. Byli mega profesjonalnie przygotowani, uzbrojeni w megafon i transparent. To naprawdę niesamowite gdy biegniesz i nagle ktoś wykrzykuje twoje imię. Jedyny dopuszczalny doping i jaki skuteczny!!!! Na zdjęciu królowa kibiców Anna Dakowska z
Endorfinowy Team
|
Foto: Jarosław Jakubczak, Jakub Guder www.gazetawroclawska.pl |
Co do organizacji imprezy, to ogólnie określam ją na 4. Świetna trasa, oznaczone strefy czasowe, zespoły muzyczne na trasie. Wszystko było ok gdyby nie małe ale....
Przykre było to, że w sobotę zostały tylko koszulki w rozmiarze L...trochę to dziwi, skoro wszyscy określają w zgłoszeniach jaki chcieliby rozmiar, a cena pakietu do symbolicznych nie należy, więc jest to zakup jak każdy inny. Jakoś nie wyobrażam sobie, że kupuję sukienkę w rozmiarze S i sklep wysyła mi L... Drugi minus za kiepską organizacje depozytu. Po biegu trudno było odnaleźć swoje rzeczy, wolontariuszki nie potrafiły znaleźć odpowiednich worków, co sprawiło, że w wąskim i bardzo dusznym korytarzu trzeba było spędzić ok 50 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz