Zapisałyśmy się na bieg, żeby fajnie spędzić czas, spotkać biegowych znajomych, popatrzeć na rozświetloną Warszawę po zmroku....ale każda z nas dodatkowo, a może przede wszystkim miała swoją misję do wypełnienia.
Kasia
Udział w Biegnij Warszawo Nocą zaproponowała mi Karina. Nie byłam wielką entuzjastką mojego udziału, bo dystans 10 km dla początkującej biegaczki, czyli dla mnie, wydawał się nie do pokonania. Odkładałam rejestrację na bieg do ostatniej chwili. Ostatecznie przekonała mnie historią, która jest częścią mojego życia.
Jestem żoną byłego, zawodowego piłkarza. Marcin Rosłoń, mój
mąż, zdobył Mistrzostwo Polski w klubie
Legia Warszawa w 2006 roku. Jako dziewczyna piłkarza (hehe) bywałam na meczach. Skłamałabym gdybym
powiedziała, że piłka nożna była dla mnie fascynująca. Do dzisiaj nie bardzo
rozumiem jej reguły i zastanawia mnie fenomen popularności tego sportu i całej otoczki jaka
wokół niego narasta. Szanuję jednak piłkarzy i kibiców, dla których piłka to
całe życie.
Miesiąc temu ( przez przypadek) odwiedziłam Muzeum
Warszawskiej Legii. Zobaczyłam tam mnóstwo pamiątek, zdjęć i wspomnień
piłkarzy, którzy stworzyli prawie stuletnią historie tego klubu. Stojąc naprzeciwko
Pucharu z 2006 roku pomyślałam, że to wspaniała sprawa, że mój mąż był częścią
tych wydarzeń i zapisał się na kartach jako Mistrz Polski .
Udział w Biegnij Warszawo Nocą miał dla mnie symboliczne
znaczenie. Po pierwsze, to pierwsza dycha od lat. Sprawdzenie się na tym
dystansie było ważne i kiedyś musiało nastąpić. Po drugie, postanowiłam, że
pobiegnę w mistrzowskiej koszulce Marcina z numerem 19, z którym zdobył Mistrzostwo Polski. On sam, ze względu na kontuzje kolana nie mógł pobiec, wiec
uznałam, że ktoś z nas musi się stawić na starcie i godnie reprezentować
rodzinę.
Udział w biegu będę wspominać jak coś wyjątkowego. Od samego
startu miałam wrażenie, że jest w tym wydarzeniu coś niesamowitego. Na starcie stanęli
nie tylko wytrawni biegacze, ale przede wszystkim kibice Legii Warszawa. Widać
to było po fanowskich koszulkach i dumnie pokazywanej „L”. Wzruszający był początek
biegu, kiedy wszyscy, zgodnie ze stadionową tradycją, zaśpiewali „Sen o
Warszawie” Czesława Niemena. W czasie biegu można było liczyć na doping
wiernych kibiców i zwykłych przechodniów. Nie zabrakło bębniarzy i sztucznych
ogni nad Wisłą.
Dobiegłam bardziej głową niż mięśniami. Cały czas powtarzałam
sobie w myślach, że nie mogę zrezygnować i ten medal na Stulecie Legii Warszawa
muszę przynieść do domu. Na koniec chciałam zadedykować ten bieg Marcinowi,
którego podziwiam za to, że po skończeniu zawodowej, sportowej kariery nadal
dąży do mistrzostwa we wszystkim co robi w życiu.
Karina
Moją misją specjalną na Biegnij Warszawo Nocą było wspieranie mojej siostry Weroniki. To był Jej drugi start w życiu, pierwsze 10 km i pierwszy tak duży, masowy bieg. Plan był taki, że biegniemy razem. Ja niosę wodę, motywuję, zachęcam, rozśmieszam, robię wszystko, żeby nie myślała o tych 10 kilometrach.
Ustawiłyśmy się w odpowiedniej strefie na starcie, na miejscu już była Kasia, co chwilę podchodził jakiś znajomy biegacz, żeby się przywitać, prowadzący imprezę zachęcał do walki. Nagle okazało się, że moja siostra ma za krótkie skarpetki i obciera ją but. Katastrofa, w takim stanie nie przebiegnie, więc szybko zamieniłyśmy się na skarpety :))) pierwszy kryzys opanowany. uf!
Wyczuwalny był ten przedstartowy dreszczyk emocji. A gdy tuż przed wystrzałem wszyscy zaśpiewali "Sen o Warszawie" wznosząc dłonie w geście Legii, to naprawdę przeszły ciarki po plecach i pojawiła się radość, wzruszenie, niesamowite emocje, które łączą się tylko ze sportem. Widziałam, że Werka jest pozytywnie nastawiona, zerkałam też na Kasię dla której 10 km było małym wyzwaniem, bo dawno nie biegła takiego dystansu. Naprawdę byłam z nich dumna. Tak, już na starcie, że podjęły takie wyzwanie.
Wystrzał,start i ruszyliśmy. Kasia swoim tempem trochę szybciej, a my bardzo bardzo na spokojnie. Na trasie bardzo miła niespodzianka od kibiców Legii, którzy grali na bębnach, śpiewali piosenki i bardzo dopingowali. Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie się zdziwiłam, bo gdy kiedyś biegłam w podobnej imprezie w Łodzi, to kibice nie zachowywali się przyjaźnie, przeklinali, a na metę wparowali z racami... Także wielki SZACUN dla kibiców Legii za takie fajne, sportowe zachowanie!
Mnóstwo kibiców było także wśród biegaczy. Widać było, że nie są stałymi bywalcami na treningach biegowych, ale dawali z siebie wszystko i walczyli do końca. W tym miejscu pozdrowienia dla Pana Waldka, który prawie całą trasę biegł blisko nas.
Werka naprawdę dzielnie biegła, jakieś trzy razy przeszła do szybkiego marszu, ale nie było ani jednego poważnego kryzysu. Biegła dzielnie, spokojnie, uśmiechnięta. Widzę w Niej olbrzymi potencjał i niesamowicie się cieszę, że wciągam ją w sport, to chyba mój największy biegowy sukces!!!!!! Sam bieg był dla mnie o tyle wyjątkowy, że pierwszy raz biegłam tak wolno, totalnie nie zwracając uwag na czas. Dzięki temu mogłam podziwiać piękną Warszawę, delektować się możliwością bieganie nocą po mostach, rozmawiać z biegaczami. Naprawdę fajne doświadczenie.
Cieszę się, że nasza Slow drużyna się powiększa, coraz więcej osób chce z nami biegać.Wczoraj biegł z nami też Tomek Romanowski, który żyje sportem, ma wielkie doświadczenie jako trener personalny, kulturysta, ale bieganiem zaraża się właśnie od nas! W Slow barwach biegła tez Justyna Tylczyńska, która z biegu na bieg coraz lepiej sobie radzi. Gratulujemy!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz