poniedziałek, 27 czerwca 2016

Małe biegi = duża sprawa !!!

Zazwyczaj biorę udział w biegach masowych organizowanych przez duże miasta, głównie dlatego, że mieszkam w Warszawie, a gdy wyruszam gdzieś w świat, to też raczej szlakiem metropolii. Biegałam już we Wrocławiu, Poznaniu, Toruniu, Łodzi, Krakowie, Budapeszcie czy Lizbonie. Wszystkie te starty były interesujące, mogłam biegając odkrywać nieznane zakątki i zwiedzać z zupełnie innej perspektywy. Kibice ustawieni wzdłuż ulic, strefy dopingu, koncerty, expo, jednym zdaniem gigantyczna machina biegowa. Zupełnie inaczej jest na małych biegach lokalnych.



Sobota godzina 10.00 Konstancin - Jeziorna "Bieg Konstanciński im. Piotra Nurowskiego", 10 km, 35 stopni. Start biegu w przepięknym Parku Zdrojowym, następnie trasa wyznaczona zacienionymi ulicami miasteczka. Po drodze lasy, piękne domy, ogrody, naprawdę przyjemnie było zwiedzić na biegowo Konstancin. Upał był nie do wytrzymania, ale mieszkańcy robili co mogli, żeby wspierać biegaczy. Wychodzili przed domy z wężami ogrodowymi i robili kurtyny wodne, motywowali też okrzykami i oklaskami.Widać było, że traktują to wydarzenie jak święto Konstancina. Nikt się nie wkurzał, nikt nie poganiał i nie trąbił. Oczywiście nie porównuję małej uliczki do Marszałkowskiej, ale fakt faktem, że nastawienie dużo bardziej przyjacielskie. Bieg bardzo polecam. Duży plus za trasę, organizację, atrakcje przed i po biegu. Minusem dla mnie była temperatura, mimo że starałam się dużo pić, to odwodniłam organizm, miałam zawroty głowy i otrzymałam wiele sygnałów od mojego organizmu, że ma już dosyć. Na trasie wiele osób zasłabło, punkt medyczny miał pełne ręce roboty. Dlatego pamiętajcie, że z upałami nie ma żartów.


Na mecie spotkałam super ekipę z Mamy Ruszamy!



Cieszę się, że pobiegłam w tym biegu, bo przypomniałam sobie jak piękne są te okolice i z pewnością przyjadę tu na wycieczkę rowerową. Zwłaszcza, że odkryłam bardzo fajną cukiernio-lodziarnie "Beza"
Galeria zdjęć Parku Zdrojowego

W sobotę o 21.00 wystartował Nocny Marek czyli 10 kilometrów w podwarszawskich Markach. Temperatura zdecydowanie niższa, było czym oddychać i dużo lepiej się biegało. Marki, to jedno z tych miejsc na mapie Polski w których bieganie stało się sposobem na integrację mieszkańców. Wiele osób jest zaangażowanych w organizacje biegu, jest drużyna biegowa "Markowi Biegacze", mieszkańcy wychodzą przed domy, stoją w oknach,są zaangażowani jak w Mistrzostwa Świata :) i to jest naprawdę bardzo miłe. Trasa przebiega po części asfaltowymi drogami między domami, a potem skręca w bardziej dzikie tereny jak łąki, pola i las. Tam asfalt zmienia się w drogę szutrową.
Fajne jest to, że w organizację imprezy jest zaangażowany burmistrz, który nie stoi gdzieś z boku w garniturze, tylko przez cały dzień pracuje jak wszyscy inni, żeby przygotować wydarzenie, a wieczorem przebiera się w ciuchy sportowe i biegnie. Jest blisko ludzi, wszyscy Go lubią i chyba dzięki temu tworzą zgraną społeczność. Po biegu oczywiście dla wszystkich obowiązkowa grochówka regeneracja połączona z ploteczkami na boisku. Wielkim plusem jest też to, że Nocny Marek stał się lubiany w kręgach biegowych i można tam spotkać masę znajomych. Ja poza spotkaną ekipą DREAM RUN , która wygrała chyba wszystko, co tylko mogła miałam też prywatną lożę kibiców. Fajna impreza. Byłam już dwa razy. Za rok też będę!


Bieganie ma sens, nie tylko sportowy, zdrowotny, ale chyba przede wszystkim społeczny. Bieganie, to ludzie, których poznajemy na treningach, biegach, na ścieżkach biegowych. W dzisiejszym świecie gdy każdy goni za swoimi sprawami trudno się zatrzymać i poznać drugiego człowieka. Bieganie, to paradoksalnie takie "zatrzymanie" przy drugim człowieku, z dala od nerwów, stresów i deadlinów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz