poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Biegiem po Górach Świętokrzyskich

Gorce Ultra Trail zbliża się wielkimi krokami, dlatego każda chwila wybiegana w górach jest na wagę złota. W okolicach Warszawy jest kilka pagórkowatych miejsc w Falenicy, w okolicach Kazimierza Dolnego czy nawet ursynowska Kazurka. Jednak tym razem postanowiliśmy, że pojedziemy w prawdziwe góry. Może nie są wysokie, ale dla takiego debiutanta jak ja wystarczające. 14 sierpnia debiutuję w biegu górskim, będzie to dystans 20 km. Jak każdy górski żółtodziób mam masę pytań, wątpliwości i strachów. Niby wiem, że pod górę większość uczestników maszeruje, a biegają na małych podbiegach, po płaskim i oczywiście na zbiegach. Jednak są w głowie znaki zapytania "a co będzie jeśli wszyscy rusza z kopyta, a ja zostanę w tyle...?" " a co jeśli będzie deszczowo i będą śliskie kamienie i masa błota?"...pewnie jeszcze kilka takich pytań by się znalazło, więc nie rozkminiam więcej tylko biegam.



Wyjechaliśmy o 9.00 z Warszawy, ok 11.30 byliśmy już we wsi Święta Katarzyna u podnóża najwyższego szczytu Gór Świętokrzyskich - Łysicy ( 612 . n.p.m.). Przy wejściu na szlak Świętokrzyskiego Parku Narodowego kupujemy bilet, przekraczamy bramę i 500 metrów dalej możemy napełnić bidony w źródełku.



Potem leśną drogą nafaszerowana kamieniami, korzeniami, dołkami i górkami na zmianę maszerujemy i podbiegamy do krzyża.





Następnie ruszamy zbiegiem, by pokonać dalszy odcinek szlaku do Kakonina. W sumie wychodzi ok 6 km w jedną stronę. Nie będę tu ściemniać, że cały czas biegłam, bo na podbiegach trochę brakowało siły. Jednak myślę, że ogólnie poszło dobrze. Okolica malownicza, większość trasy pokonuje się w lesie, co w czasie upałów jest zbawienne, zwłaszcza dla biegaczy.









Mamy do wybory trzy szlaki:

niebieski : Nowa Słupia - Św. Krzyż
czerwony: Trzcianka - Łysa Góra
czerwony: Św. Katarzyna  - Huta Szklana 


Na szlaku spotkaliśmy wiele rodzin z dziećmi, które na spokojnie pokonywały ten dystans i po drodze piknikowali. Także polecam ten rejon nie tylko na trening, ale i na sympatyczną niedziele z rodziną.

Ok 18.00 byliśmy już w domu. Fajny, intensywny dzień z dobrym treningiem w nogach. Niestety nie znaleźliśmy na miejscy żadnego miłego miejsca, żeby coś zjeść, więc ta sfera zostaje jeszcze do zdokumentowania. Jeśli macie jakieś sugestie, to będę wdzięczna za namiary na dobre knajpki i noclegi.  

1 komentarz:

  1. Rewelacja! A skoro mamy taką porę roku, nie myślałaś o kajakach? My jesteśmy w to lato absolutnie zakochani w Pilicy.

    OdpowiedzUsuń